Przez dziwne działanie kalendarza (no bo przecież ja nie mogłem kilka miesięcy temu źle wpisać terminu) okazało się, że mam dzień prawie całkiem wolny. Miało niby padać według wczorajszych prognoz, ale po 10 ulice były już suche, słońce zaczęło momentami ładnie prześwitywać, deszczu w prognozach już nie było. No więc urodzinowo postanowiłem sobie polatać. Zatankowany, przy okazji sprawdzone ciśnienie (sprawdzam mniej więcej co drugie tankowanie, bo warto co jakiś czas zerknąć na manometr jednak, to kwestia bezpieczeństwa na motocyklu, dużo istotniejsza niż w samochodzie), ruszyłem ku północy.
Na początek przejechałem się kawałek spory nową obwodnicą małego Trójmiasta (Rumia, Reda, Wejherowo), w końcu „nowa atrakcja”. Potem trochę krążąc po okolicy na azymut dotarłem do Czymanowa podziwiając okolice elektrowni wodnej. Tu przy okazji chciałem sobie obejrzeć plac, na którym będę niedługo ćwiczył z Na Kolanie (tak już mam, że nie lubię jechać w ciemno na określony termin, drogę wolę sobie rozpoznać wcześniej).
Później kawałek wokół Jeziora Żarnowieckiego do Krokowej, Karwia i do Jastrzębiej Góry. Miejscowość jeszcze w przedsezonowym letargu, ludzi nie widać, ruch minimalny. Zszedłem ze skarpy na plażę nie spotykając nikogo, na samej plaży w oddali tylko jakaś para. Koniec Polski jak to koniec, ot słup wbity w ziemię. Ale zaczął mi się przy okazji kluć pomysł w głowie. W lutym byłem w Piaskach, też koniec Polski na Mierzei Wiślanej, będę w Bieszczadach w czerwcu (tam południowy koniec), po drodze pewnie będzie Wisztyniec – trójstyk granic i Zosin najbardziej na wschodzie. Może by tak te końce Polski w tym sezonie poodwiedzać?
I z tą myślą Hel, który pierwotnie miał być celem wyprawy, sobie darowałem, zostawiłem na kolejną wycieczkę. A po prawdzie to chyba i myśl o długim spacerze do końca półwyspu w zimowym jeszcze umundurowaniu jakoś mnie zniechęciła. Wróciłem w kierunku Redy, potem jechałem tam, gdzie wydawało mi się, że droga w kierunku domu prowadzi, trochę po asfalcie, trochę po jakichś płytach. W końcu dotarłem na znane szlaki.
Drugi koniec Polski uznaję za odhaczony na liście na ten sezon.