W sobotę udało się wybrać w końcu na jeden z rodzajów szkoleń, które chciałem zrobić, trening na placu, ale nie z jazdy precyzyjnej a z jazdy w zakrętach. Zapisałem się dość dawno już temu (jak tylko miałem podane plany zajęć w pracy) do Maćka z NaKolanie, pogoda na szczęście wyszła prawie idealna, brakowało kilku może stopni do pełnego komfortu.
Dojazd nad Jezioro Żarnowieckie (i powrót też) to całkiem miła wycieczka, łącznie 150 km drogami lokalnymi, słoneczna pogoda, dużo zakrętów, niewielki ruch. Czysta przyjemność.
Szkolenie odbywa się na placu w Czymanowie, kostkowa nawierzchnia, oczyszczona z piachu, ze sporym marginesem bezpieczeństwa w razie pomyłki w zakręcie. Jeździ się na Suzuki SV650S, poprzednik Gladiusa, na którym robiłem prawko, więc troszeczkę mi powiedzmy znany być powinien. No ale nie jeździłem wtedy Żółwiem, a to zupełnie inna bajka.
Motocykl jest wyposażony w regulowane stelaże po bokach, zabezpieczające przed upadkiem i nie pozwalające na zbyt głębokie złożenie, zaczyna się od długich końcówek, w trakcie po kolejnych ósemkach są krok po kroku skracane.
Samo szkolenie polega na jeżdżeniu po ósemce, zakręt 180 stopni w prawo i to samo w lewo, coraz szybciej w miarę postępów i tym samy w coraz większym złożeniu. Cały czas z uwagami Maćka w interkomie, przerwą na skrócenie stelaży i ew. chwilę odpoczynku.
Jak mi się jeździło? Czy jestem zadowolony? Z samego treningu jak najbardziej, problemem okazał się dla mnie motocykl. Zupełnie co innego niż Żółw, całkowicie inna sylwetka w trakcie jazdy więc i inne odczucia. To, że była w nim manualna skrzynia biegów i staroświeckie (haha) sprzęgło nie stanowiło żadnego problemu, jeździ się stale na tym samym biegu, więc ten element nie przeszkadza.
Jakieś pół godziny, czyli połowę treningu zajęło mi przyzwyczajanie się do motocykla, opanowanie go, poznanie jak reaguje. A druga połowa była już w miarę poświęcona na pracę nad sylwetką, torem jazdy, odruchami. Tyle że znać o sobie zaczęło dawać zmęczenie, nienaturalna (dla mnie) sylwetka, inny uchwyt rąk ograniczały możliwość przyswajania i reagowania. Zwłaszcza ręce w tej pozycji, no i sam motocykl mocno dokuczyły. Gdy wsiadłem po treningu na Żółwia wydawał się niesamowicie wprost lekki w prowadzeniu a pozycja kierowcy jakby była na piętrze.
Zmęczony byłem po wszystkim tak, że wróciłem do domu, choć w planach był wyjazd na Hel. Ale że Przemek musiał odpuścić, więc motywacji jakiejś dodatkowej nie było, zwłaszcza że Karol był rano i pisał o tłumach. Wybiorę się w tygodniu, gdy będzie luźniej.
Wracając do szkolenia, na pewno będę chciał pójść w tym sezonie jeszcze co najmniej raz na taki trening, na jakieś 1.5-2 godziny tym razem, może w lipcu czy sierpniu, gdy łatwiej będzie o pasujący termin. Tyle że tym razem chciałbym zrobić taką pół godzinną czy godzinną przerwę w trakcie, najpierw pojeździć, poczuć motocykl, przyzwyczaić się do sylwetki, układu rąk, odsapnąć dłuższą chwilę i zacząć później już docelowy trening. Rozmawiałem wczoraj z Maćkiem na organizowanym przez nich ognisku integracyjnym, może da się to tak wykombinować by jemu pasowało do planu.
A wczoraj już prawie tylko do pracy, piękne słońce, pogoda idealna do jazdy, no ale cóż. Rano jedynie zajechałem na plac na Osową, gdzie ćwiczył Adam, dojechał w trakcie Przemek i Karol i chwilę pojeździliśmy ósemki. Tyle że tym razem ósemki klasyczne i ósemki gymkhanowe, tzw. szybkie (w klasycznych, egzaminacyjnych słupki rozstawione są na 7 m, w gymkhanowych tzw. 8GP na 12 m).
Na koniec jeszcze ustawiłem po raz pierwszy w tym sezonie szaloną trzynastkę, bardzo fajne, wszechstronne ćwiczenie wypatrzone na kanale MotoJitsu na YT. Kilka przejazdów (fragmenty nakręcone testowo przez Darka poniżej) i chłopaki pojechały na wycieczkę w kierunku Jastrzębiej Góry a ja w przeciwnym, uczyć analizy danych.