Nieco zdębiałem gdy zobaczyłem swoje klocki hamulcowe z przodu. Umówiłem się dzisiaj na wymianę, bo przedwczoraj przy zmianie opon mechanik powiedział, że czas już na nie najwyższy. Jakoś nie przyszło mi do głowy, że ich stan może być aż tak zły, bo w okolicach przeglądu pół roku temu w serwisie mi powiedzieli, że są jeszcze w ok. 50% zużycia. Miałem wtedy przejechane 23 tys. km, od przeglądu przejechałem 6 tys., raczej myślałem o wymianie profilaktycznej przed dłuższą wyprawą w czerwcu.
Nie wziąłem pod uwagę tego, że zacząłem dość intensywnie na ostatnich szkoleniach i w ćwiczeniach na placu używać przedniego hamulca. I okazało się, że te 50% zjechało do prawie zera bardzo szybko, bo z jednej strony okładziny praktycznie już nie było. Czyli zużycie poszło tak jak kiedyś z tyłem, gdzie okładzinę zjechałem do zera faktycznie i zdziwiłem się po rozpoczęciu ćwiczeń, że tak mi tył szarpie przy hamowaniu.
Klocki wymienione, na ładnych kilka-kilkanaście tysięcy powinny wystarczyć. Ale kontrolować będę już znacznie częściej, bo i ćwiczę intensywniej. I o ile pierwszy komplet klocków z tyłu przetrwał 17 tys. km, to drugi już tylko 9,5 tys. W dalszą podróż zamierzam zabrać komplet klocków tył i przód, jak wymieniać już wiem, pilnie słuchałem instruktażu. Nie jest to jakoś specjalnie skomplikowane, trzy śruby, pamiętać o trzpieniu i tłoczkach, wyjąć, wsadzić nowe, dokręcić.
Teraz jeszcze tylko dotrzeć delikatnie by się ładnie z tarczą ułożyły i jutro można jechać na szkolenie w Pszczółkach. Bardzo mnie ciekawi, jak nowe opony się sprawdzą w warunkach torowych, spodziewam się, że znacznie lepiej.