_

Kolejne szkolenie na Pszczółkach za mną, wróciłem cały, zmęczony i zadowolony. Może nie z bananem na gębie, ale widzę postęp w jeździe.

Zjawiłem się przed bramą ODTJ trochę przed dziewiątą zatankowawszy wcześniej. Już na stacji spotkałem Arka, razem podjechaliśmy na tor, chwila pogaduszek i wjazd na obiekt.

Szkolenie zaczęło się standardowo od dwugodzinnej części teoretycznej, omówienia wszystkich ważnych kwestii związanych z jazdą bardziej już dynamiczną. Dynamiczną, bo szkolenie II poziomu, dla mnie powtórka zasadniczo, ale przydatna. Od zeszłego roku gdy byłem i na poziomie I i II trochę jednak uleciało. Ale też i nabyłem jednak doświadczenia, opanowałem trochę nowych umiejętności i pewne kwestie stały się bardziej klarowne.

Po części teoretycznej (pod koniec był obiad z cateringu, standardowy schabowy z ziemniakami i surówkami) podeszliśmy do maszyn. Standardowe omówienie pozycji było w części teoretycznej, tu Maciej z każdym po kolei ustawiał i korygował pozycję na motocyklu (żeby to jeszcze dało się tak dokładnie jak w teorii pamiętać w trakcie jazdy).

Po objechaniu kilkunastokrotnym toru (każdy przynajmniej jedno okrążenie jechał bezpośrednio za Maciejem mając w interkomie komentarz do poszczególnych części toru, nitki przejazdu etc.) kolejnym etapem były krótkie ćwiczenia podstawowych umiejętności, slalom wolny, szybki, hamowanie awaryjne.

Później już sama jazda dowolna po torze. W jej trakcie każdy po kolei miał 10 minutową sesję indywidualną z Maciejem na interkomie, pierwsze okrążenie za, później przed, cały czas z uwagami przez interkom (niestety jednokierunkowo i przez słuchawki, których po prostu nie znoszę).

Nowe opony sprawdziły się, Żółw chętnie kładł się w zakręt (może dla mnie nazbyt chętnie, muszę się do tego przyzwyczaić). Żadnych uślizgów czy niespodzianek. Jedna ciekawostka, o ile Metzelery praktycznie zamykałem, to na Michelinach na pewno nie uda mi się tego zrobić. Mimo maksymalnego jak dla mnie złożenia motocykla i tarcia podnóżkami pozostaje nieużywany, ok. 1 cm rant. Trochę większy na przodzie (tak było i na Metzelerach, przód był niedomknięty), mniejszy o kreskę z tyłu. Są na tych oponach jakieś tajemnicze kreski, muszę pogooglać do czego one są, co mają oznaczać.

I to tarcie podnóżkami, ciągle mnie stresuje, ciągle pojawia się „niespodziewanie”, oczywiście wtedy, gdy zapomnę o dobrej pracy ciałem w zakręcie, głębokim wychyleniu się do zakrętu. I cały czas jadąc gdzieś w głowie tkwi, przeszkadza w skupieniu się na ścieżce przejazdu.

Ale postęp w jeździe jest, zaczynam bardziej świadomie i precyzyjniej używać hamulca (choć jak twierdzi Beata, która się pojeździła chwilę Żółwiem na placu kilka dni temu, ten motocykl nie ma hamulców, ma jedynie spowalniacze), pracować gazem. Gubię co jakiś czas niestety jeszcze optymalną nitkę poszczególnych zakrętów. Ale małymi kroczkami poprawiał będę nie wychodząc ze strefy komfortu. Ustabilizowałem też bardzo czasy przejazdu okrążenia. Może i nie poprawiłem najlepszego wyniku z zeszłego roku, ale mam czasy niewiele gorsze i to regularnie. W zeszłym roku był duży rozrzut, jeden czy dwa dobre reszta dużo słabsza (do pomiaru używam dwóch darmowych apek na telefon, RaceChrono i LapTrophy, czasy okrążeń pokazują dokładnie takie same, zapisują historię poprzednich sesji, więc na moje potrzeby wydają się być całkowicie wystarczające).

W trakcie całego szkolenia jedna ryzykowna, w moim przynajmniej odbiorze sytuacja, jeden z jadących akurat z Maciejem na interkomie wyprzedzał mnie dość ryzykownie, wchodząc „pod łokieć”, na moją nitkę jazdy w szybkim lewym zakręcie. Musiałem zahamować mocniej tyłem, z toru bynajmniej nie wypadłem. Maciej w przerwie podjechał tylko do mnie i powiedział, że jadący dostał %^&#$@%^! za sytuację.

Zdjęcia ze szkolenia mają być w ciągu tygodnia, ciekawym jak to wyglądało tym razem. Wrzucę aktualizację wpisu jak dostanę.

Zobacz również:

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *