Po mistrzostwach w Gorzowie powrót do ćwiczeń okazał się trudny, bardzo trudny. Zwłaszcza dały o sobie znać skutki szlifu zaliczonego przed zawodami, w poniedziałek dwa tygodnie temu i wynikająca z niego utrata pewności.
Jeszcze przed wyjazdem na zawody na ósemce robiłem czasy w okolicach 35s, po powrocie też początkowo w miarę to szło, wprawdzie bez schodzenia poniżej 35, ale dość stabilnie. Ale tydzień temu rano znowu coś poszło nie tak i był uślizg tylnego koła na prawej zawrotce. Tym razem wyszedłem obronną ręką, dodanie gazu i udało się wyprostować Żółwika, ale na psychikę ewidentnie siadło i nie pozwalało na szybkie jeżdżenie. Przez dwa kolejne dni nie mogłem zejść poniżej 36s.
I zasadniczo wiem, co robię nie tak. W zakręt wchodzę po prostu za wolno, a zatem w zakręcie brakuje siły odśrodkowej, motocykl staje się niestabilny i muszę jeszcze bardziej hamować i prostować. Ale wiedzieć to jedno a naprawić drugie. Wiem, że mam wejść szybciej ale noga na hamulcu robi swoje i nie daje, sama z siebie dociska ten hamulec i już.
Trochę za radą Beaty zmieniłem figurę, rotacja jest zbyt podobna, mocno zależna od ósemki, shiso podobnie, więc spróbowałem jeździć tunę. Tuna GP to niby taka ósemka z rozciągniętymi w linię pachołkami powtórzona też pięć razy. Ale jedzie się ją całkowicie inaczej, szybciej, dwa lewe zakręty i dwa prawe naprzemiennie, te między liniami są wyjątkowo ciasne. A ponieważ skupiać się trzeba na wyrobieniu się, więc mniej jest czasu na jakiekolwiek myślenie.
A że jest dużo zwrotów to i napracować się trzeba, kilka razy przejeżdżam i zziajany całkiem jestem. Może i dobrze, bo hamulec tylny w ciągłym użyciu, po takich dziesięciu minutach rozgrzany mocno, ma czas ostygnąć jak i jeździec.
I zaczęło to jeżdżenie tuńczyka przynosić efekty. Zacząłem wracać na te 35s w miarę regularnie, odzyskałem trochę pewności, już noga tak instynktownie nie dociska hamulca.
Pomogła w sumie jeszcze jedna rzecz. Zasadniczo wolę ćwiczyć w samotności, nic mnie wtedy nie rozprasza, mogę skupić się na jeździe. A że mogę w tygodniu poćwiczyć raczej z rana to i chętnych do wspólnych ćwiczeń nie ma. Nudno w przerwie, nie ma z kim pogadać, czas studzenia hamulców się dłuży. A jak ktoś się pojawi to się włącza dodatkowy element.
W niedzielę rano akurat skończyłem tunę jeździć i zmieniłem tor na ósemkę gdy przyjechał Adam. Rozstawił swoją na sąsiednim pasie i zaczął jeździć swoje. A mi, obserwując kątem oka jazdę Adama, gdzieś w głowie ten gen rywalizacji zaskoczył i zacząłem bardziej cisnąć, żeby dogonić, wyprzedzić. I czasy od razu się poprawiły, rywalizacja gdzieś tam wyparła na dalszy plan lęki i zahamowania.
Później podjechał na chwilę Jarek swoim nowym V-Stromem, po nocnym instalowaniu dodatków wyjechał potestować. Ćwiczyć tym na razie nie będzie, szkoda katować maszyny na dotarciu. No i oswoić się musi z nowym moto. Przyjechał też Daniel na starszym GSie, nowy w naszej grupce i świeży motocyklista w dodatku, kilka tygodni po zrobieniu prawka. Fajnie że grupa się rozrasta, może w przyszły roku faktycznie uda się stworzyć jakiś zalążek gymkhanowego klubu trójmiejskiego.
A ja mam nadzieję, że uda się w tym tygodniu wrócić z czasami poniżej tych 35s. Później mam ze trzy tygodnie przerwy od jeżdżenia, zrobi się październik i warunków do ćwiczeń szybkościowych już nie będzie. Ćwiczyć będziemy na pewno dalej, ale już manewrowanie bardzo ciasne i wolne. Też fajne, ale kręcenie na szybko jest jednak fajniejsze.