Skończył się na szczęście miesiąc, kiedy jeździć zasadniczo już nie można było, za to oferty motocyklowe atakowały z każdej strony przypominając o tym, co zabrano. Bo mimo że jestem odporny na warunki zimowe, jakieś drobne kilka, kilkanaście stopni na minusie mi nie straszne, to fizyki nie oszukam. Jeżdżenie po śniegu czy drogach gdzie plackami może być ślizgawka na oponach cywilnych dwuśladem innym niż lekki skuter to proszenie się o wykasowanie z następnego sezonu lub całkiem z motocyklizmu.
Ale o ofertach motocyklowych być miało. Ten black friday, black week czy black „cokolwiek” wyłaziły z każdej prawie dziury. Zasadniczo moje podejście stara się być zdroworozsądkowe, nie ulegać chwili i magii liczb, śledzić, sprawdzać i ostatnio jednak czekać na ten okres z zakupami. Bo handlowcy zdaje się też z promocjami zaczęli na niego czekać i faktycznie opóźnili wyprzedaże.
Od dłuższego czasu wiedziałem, że będę chciał kupić kurtkę, spodnie i buty typowo letnie. Stary tani tekstyl już się zbyt mocno pruć zaczął. Jakiś jeden kawałek szwu to można sobie samemu naprawić (w końcu z pokolenia jestem tego, co miało w szkole ZPT i igłą potrafi operować), ale większe odcinki czy większą ilość to już zdecydowanie nie. Jednak w razie „W” takie coś naprawiane chałupniczo może nie spełnić swojej zasadniczej funkcji i strzelić po całości. A oddawać do fachowej naprawy? To jednak ekonomicznie całkowicie nieopłacalne, koszty usług krawieckich motocyklowych poznałem przy skracaniu spodni i naprawie kombinezonu skórzanego.
Wybrałem to, co chcę kupić jeszcze gdzieś we wrześniu i śledziłem ruchy na rynku. Kurtkę kupiłem na początku października, pojawiła się bardzo dobra promocja w jednym ze sklepów. Wprawdzie tylko na kolor czarny, chciałem wersję fluo bądź szarą, no ale cena zrobiła swoje. I w black weeku sprawdziłem z ciekawości, ofert lepszych nie było. Owszem interesujące mnie kolory trochę były tańsze, ale nadal było to kilkanaście procent drożej niż za zakupioną czarną.
Spodnie i buty z kolei kupiłem w promocjach blackweekowych, tu się doczekałem może nie gigantycznych, ale jednak obniżek. Buty niby 30% taniej, ale to taniej niż cena sugerowana producenta. A takiej to one w sklepach internetowych nigdy nie miały. No ale 30% upustu zawsze lepsze niż w miarę stałe 10, czy okazjonalne 15. Spodnie podobnie, też nadeszła zniżka o 25%, wcześniej miałem te swoje 10% dla „stałego klienta” (znaczy się takiego, który cośkolwiek kupił wcześniej).
Jeden wydatek spontaniczny nazwijmy to. Przez przypadek śledząc jedną z grup na FB napotkałem wpis „teraz jeszcze carlink i można śmigać”. Zagooglałem co to ten cały „carlink”. A to gadżet, o którego istnieniu nie wiedziałem, a który można wpiąć do samochodu z kabelkowym AndroidAuto (czy iOSowym CarPlayem) i się robi bezprzewodowo. Całkiem wygodnie, zwłaszcza gdy wsiadając do auta połowinki nigdy się jednak telefonu z kieszeni nie chce wyciągać i podpinać po kablu a nagle w trakcie jazdy jednak nawigacja googla by się przydała. Kupiłem, przetestowałem, sprzedałem pomysł koledze. I gdy sprawdzałem mu cenę to się okazało, że kupowałem w blackweekowej promocji, bo wszędzie cena była już jednak wyższa o te 25%. Kto to niby ma szczęście? Głupi? Hmmmm