„Gdy człowiek coś planuje, Bóg się z tego śmieje” sprawdziło się co do joty w ten weekend. Miał być spacer z rodziną po lesie, później miałem podjechać zobaczyć nową atrakcję motocyklową w Wiślince. Tą atrakcją jest otwarte w piątek Wheelie3City, studio gdzie można popróbować jazdy na jednym kole. Wprawdzie taki stunt mnie jakoś nie fascynuje i bawić się w ten sposób motocyklem nie zamierzam, ale zobaczyć, spróbować w bezpiecznych warunkach, czemu by nie. Tym bardziej mnie ciągnęło, że od dwóch miesięcy na motocyklu nie siedziałem, obecnie zresztą nie mam w garażu nic, bo Żółwik sprzedany a nowego jeszcze nie ma.
Wracając do planów, to skończyły się jakiś kilometr od domu, na drodze osiedlowej jeszcze. Trochę śniegu leżało wszędzie, na drodze też nie do końca usunięty, ale już mocno rozjeżdżony i wyraźne, czarne miejscami pasy kolein sprawiały wrażenie całkiem bezpiecznej jazdy. Co okazało się mylnym wrażeniem całkowicie.
Jechałem niespiesznie wcale trzymając się ograniczenia na osiedlówce do 30. Kawałek przed przejściem dla pieszych zauważyłem pana zmierzającego w jego kierunku, więc zacząłem hamować. I tak hamowałem długą chwilę nieco bezskutecznie, tylko ABS stukał sobie uciesznie, że w końcu ma co robić. Ale się jednak mimo wszystko udało zatrzymać przed przejściem. Pieszy spojrzał, że się zatrzymałem i zaczął wchodzić ale tak jakby zbystrzał nagle i się zatrzymał.
A ja jakoś kątem oka w lusterku zauważyłem nadciągający problem i po chwili było już bum. Dostałem centralnie w zadek, niezbyt mocno, ale odczuwalnie. No i pchnęło mnie w kierunku przejścia te kilkadziesiąt centymetrów. Ale to nie był koniec, bo po chwili było drugie bum słyszalne i następne, tym razem ponownie we mnie rykoszet poszedł.
Na tym odcinku, gdzie mi się udało zahamować Fabii i jadącemu za nią Mini Cooperowi zahamować się nie udało. Więc najpierw Fabia we mnie, potem Mini w Fabię i ponownie Fabia we mnie, mały karambolik się zrobił.
Nikomu nic się nie stało oczywiście, prędkość była jednak niewielka. I w Fabii i w Cooperze przód połamany lekko, tablice rejestracyjne aż poodpadały z wrażenia, w Fabii i u mnie połamany zderzak, klapa wgięta, a co więcej to się okaże w warsztacie.
Rodzina poszła na spacer, ja zostałem załatwiać formalności. W bagażniku znalazłem sfatygowane mocno, bo wożone tam od wielu lat, druki oświadczenia, wypełniłem swoją część (z trzech wożonych długopisów w tej temperaturze działał jeden), drugą wypełnił zawezwany telefonicznie tata kierującej Fabią, dojechał po chwili z dokumentami. Mini prowadzony także przez młodą dziewczynę, z rok czy dwa po zrobieniu prawka, dla obydwu był to ten pierwszy raz.
Sprawdziłem sobie ten „czarny” asfalt i tam raczej nie było szans na zatrzymanie. Bo na asfalcie była po prostu warstewka lodu, dopiero przed przejściem była jaka taka przyczepność. Ot, pech zwykły. A jutro trzeba będzie zacząć niestety załatwiać formalności ubezpieczeniowe. A takie fajne były plany na weekend, ekhhhh.