Kilka dni przerwy znowu od jeżdżenia, wszystko przez pogodę nieodpowiednią. Zasadniczo pogoda mi nie przeszkadza, ale coś mnie podkusiło i dałem do położenia warstwę ceramiczną dla zabezpieczenia nowego lakieru. Myślałem o oklejeniu przezroczystą folią pfp, ale jednak koszty nieadekwatne. Ceramika powinna wystarczyć, a przynajmniej zmyć brud będzie łatwiej. Ale po położeniu ceramiki musi się ona utwardzić, więc jazda w deszczu i błocie mocno niewskazana, przecierpiałem.
Umówiłem się wstępnie na przegląd za 2 tygodnie, więc ten 1000 pierwszych kilometrów przejechać do tego czasu muszę (bynajmniej nie cierpię z tego powodu). Kilka wolnych godzin w niedzielę więc oczywiście krótka wycieczka. Pojechałem ot tak, byle gdzie, trochę znanymi dobrze trasami trafiłem do Malborka, później na azymut trochę na Nowy Dwór i już stałymi bokami wzdłuż S7 na Wyspę Sobieszewską.
Krótki postój na stacji benzynowej, a że ciągle niedosyt jazdy doskwierał to mostem wantowym i tunelem, przez Wrzeszcz i na plac ćwiczeń. Dużo nie poćwiczyłem, ciągle jeszcze opory, ciągle niepewnie się czuję, choć nawyki wracają, przez korek się przeciskam dość swobodnie. Dziwna rzecz, niby Chersina ma wyżej środek ciężkości, jest większa, ale zatrzymanie w miejscu i ruszenie idzie na niej o niebo lepiej. Mogę stanąć, ruszyć kilka centymetrów, stanąć i tak non stop, cały czas nie podpierając się nogami.
Na powrocie nie wytrzymałem, trochę ciekawość mnie zżerała. Mimo że jeszcze było sporo zasięgu, komputer pokazywał ze 150 km jeszcze do przejechania, to zrobiłem pierwsze tankowanie. Choć jednym z głównych powodów zmiany była właśnie chęć unikania częstego tankowania, Żółwika średnio co niecałe 250 km trzeba było napoić.
I po prawie 400 przejechanych kilometrach wlałem niecałe 18 l, spalanie 4.51 l/100 km. Poniżej katalogowego 4.9, ale to mnie akurat nie dziwi, Honda raczej podaje realne wartości w katalogach. W Żółwiku miałem przy docieraniu też trochę poniżej katalogowego zużycia, później wraz ze wzrostem ilości ćwiczeń na placu i na torze poszło w górę.
No i odliczam te kilometry do tych 500 konieczności „docierania” wg instrukcji, staram się robić wszystko jak najłagodniej. Choć może to tylko trochę udawanie przed sobą, że docieram. Bo i tak się boję mocniej odkręcić, narowista ta Chersina potrafi być zanim na wyższe biegi nie przejdzie, oj potrafi.