Dość szczęśliwie się złożyło, że Beata i Miłosz z grupy Motogymkhana Poznań przyjeżdżali do Gdańska w weekend i mieli ochotę z nami potrenować. A właściwie to zrobić nam bardziej szkolenie w ramach promocji motogymkhany.
Bartkowi udało się załatwić dla nas sensowny całkiem plac pod Pszczółkami na terenie firmy transportowej, miejsca było całkiem sporo, nawierzchnia mimo kostki całkiem przyczepna była. Pachołków mieliśmy trochę własnych, ale głównie małych, Beata z Miłoszem przywieźli na szczęście swój komplet dużych, treningowych.
Na trening przyjechało z naszej grupy 7 ćwiczących i towarzysko Adrian, po urazie nogi, więc ryzykować nie chciał. Tak jakoś dwójkowo się złożyło, bo motocykle były głównie po dwa, dwie MT-07 (Beata i Patrycja), dwa GS (Marcin i Paweł), dwie CBR (Bartek i Miłosz), dwie Afryki (Adam i ja) oraz Tracer Adriana i V-Strom Jarka.
Ułożona ósemka do ćwiczenia, tor przeszkód wymyślony na szybko przez Miłosza i Beatę no i jazda. Najpierw zapoznanie z torem, przejazd wolny. No i później, już częściowo w grupach, utrudnienia. A to bez hamulców, a to tylko trzymając kierownicę jedną ręką, a to jazda wyłącznie w pochyleniu (bez jazdy na prosto) itd., itp. Było intensywnie, nie powiem, szybko się człowiek z warstw rozbierał.
Trening bardzo fajny. Dobitnie pokazał mi, że nie umiem znowu prawie nic. To niby jak z jazdą na rowerze, niby się nie zapomina. Nawet mam odczucie, że radzę sobie już całkiem znośnie. Ale pachołki pokazują, jak wiele z umiejętności, z panowania nad motocyklem mi brakuje.
I nie bez przyczyny. Raz że długa przerwa w jeżdżeniu była, a dwa że to nowy, inny motocykl. I muszę się uczyć motocykla od początku, bo reaguje zupełnie inaczej, inaczej i z inną siłą reagują hamulce przedni i tylni, inaczej przyspiesza, inaczej (chętniej) kładzie się w zakręt.
Dużo nauki przede mną, by wrócić do stanu, w którym byłem z Żółwikiem. O czasach i „ściganiu się” na razie mogę zapomnieć. Któregoś dnia zajechałem wracając z pracy do chłopaków ćwiczących na parkingu i pojechałem sobie ósemkę na czas. Prawie 41s wykręciłem, gdzie Żółwikiem udawało mi się już schodzić poniżej 35s. Jest co nadrabiać i jest … fajnie. Bo towarzystwo poszło do przodu mocno, Adam kręci już czasy porównywalne z moimi rekordami, Bartek na swojej gymkhanowej cebeerce jest już daleko, daleko z przodu. Będzie zabawa.