Pochylnie na Kanale Elbląsko-Ostródzkim po raz kolejny weszły na tapet, gdzieś chciałem pojechać sobie na luzie. A że drogi znałem (byłem tam pięciokrotnie w sezonie 2022), na początek sezonu niezbyt trudno miało być, bo to jeszcze trochę śmiecia pozimowego tu i ówdzie, ot lekko i przyjemnie do celu.
Początek nie zapowiadał niespodzianek, do Tczewa lokalnymi dróżkami, później jedno dłuższe wahadło przed Malborkiem ominięte, jak to motocyklem. I dalej w kierunku na Dzierzgoń, docelowo na Buczyniec chciałem dojechać jako na pierwszą i potem wracając wszystkie pięć po kolei odwiedzić.
Przed Dzierzgoniem specjalnie inną trasę wybrałem, by uniknąć znanego mi z któregoś wyjazdu bardzo dziurawego odcinka. No ale… tego się nie spodziewałem. Kawałek przejechałem ładnym nawet asfaltem, potem dwa bloki betonowe w spowalniacz ustawione minąłem, zjechałem na jeszcze nowszy asfalt, okrawężnikowany. Długo to nie potrwało, o nie. Po chwili asfalt się skończył, zaczął się ubity szuter, czyli tak naprawdę podsypka pod asfalt. Jazda oczywiście już na stojąco, zawsze pewniej, ale mięśnie pracują na pełnej.
Przejechałem tak ze dwie wioski i skończyła się podsypka a zaczął ubity piach, choć miejscami był nie tak całkiem ubity, ślizgało się tyłem. No ale głupio tak zawracać, daleko w końcu też nie było, jadę dalej. No i dojechałem. Do robotników robiących drogę, koparka i spychacz skutecznie zablokowały możliwość przejazdu.
Nie pozostało nic innego niż zawrócić. Musiałem jednak jechać tym niechcianym odcinkiem, więc znów głównie na stojąco. Ale nie ma co mówić, Chersina to nie Żółwik, szła równo i pewnie, bez myszkowania, dobijania.
Dojechałem w końcu do pochylni Jelenie i tym razem fuks, bo trafiłem na moment przewożenia statku po trawie. Wprawdzie z daleka, ale zawsze coś, wcześniej nigdy się mi nie udało trafić.
A skoro promyk szczęścia, to stwierdziłem, że nie odpuszczam i jadę na kolejne. Pojechałem na Kąty, później na Buczyniec, ten kawałek kilku kilometrów kocich łbów to już fraszka była.
Kolejna miała być Oleśnica, ale tu nieprzyjemny zonk, bo droga do niej całkowicie zamknięta, trzeba by było próbować od drugiej strony. Ale też i trochę miałem dość, miało być łatwo i przyjemnie a tu sporo męczącej jazdy terenowej prawie. Wcześniej odpuściłem już sobie marszrutę na Całuny, parking ten sam co Jelenie, ale w przeciwnym kierunku trochę przemaszerować trzeba. A ja jeszcze w kombinezonie zimowym jeżdżę (jakieś +10 ledwie było), trochę ciężki i sztywny.
Za to rzepaku po drodze nie brakowało, oj nie. Było gdzie tradycyjne rzepakowe zdjęcie zrobić.