_

Dojazd w Bieszczady znaczony głównie ucieczką przed deszczem. Patrząc na prognozy z Chełmu ruszyliśmy pomijając zaplanowane punkty. W Przemyślu zajechaliśmy na chwilę do Tomka, na grupie się umówiliśmy, że razem pojedziemy dalej. Zobaczyliśmy Przemyśl z góry, po drodze Arłamów i faktycznie przed większymi ulewami dotarliśmy do Leska, a właściwie kawałek za do pensjonatu Gawra.

Na miejscu sporo motocykli, ciągle dojeżdżały kolejne. Dużo spotkań, rozmów, tańce, hulanki, gry planszowe i takie tam. Pogoda iście zlotowa, zanim się pierwszego dnia zebrałem do wyjazdu to zaczęło padać, jechać się specjalnie w taką pogodę między przechodzącymi burzami nie chciało. Po południu z kolei zaplanowany był panel dyskusyjny prowadzony przez Kamila (policjant z drogówki), instruktora jazdy i Dorotę z Motopomocnych. Omawiane nowe przepisy, sytuacje dyskusyjne, później pierwsza pomoc.

Dopiero drugiego dnia mimo prognoz (zmiennych tak, że co kwadrans trzeba sprawdzać) wyrwałem się pojeździć trochę. Bardziej traktuję to jako rekonesans przed wyjazdem dłuższym. Drogi w miarę przyzwoite, jest co zobaczyć i gdzie pojechać, więc na pewno będę chciał wrócić na dłużej. Tylko nie w weekendy, wtedy może jakiś wyjazd na Słowację, bo to co się działo np. w Solinie skutecznie zniechęca. Rano jeszcze było przyjemnie i pusto na drogach, po dziewiątej już sznury samochodów.

Wieczorem jeszcze jakieś konkursy na placu mają być (na prośbę Piotra ciągnąłem pachołki i laptimer przez całą Polskę) kolacja zamykająca zlot i jutro powrót do domu. Raczej pojadę sam, chyba na jakiś czas wyleczyłem się z dłuższych tras grupowych. Dzisiejsze jeżdżenie po Bieszczadach zupełnie inne jednak, samemu, we własnym tempie, z przystankami gdzie chcę i kiedy chcę.

Zobacz również:

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *