_

W końcu się udało. Po czterech miesiącach bez motocykla był glejt na jazdę od lekarza, pogoda dopisała i wolny w miarę dzień. Więc z duszą nieco na ramieniu ubrałem się i poszedłem na tą pierwszą pierwszą jazdę. Pierwszą po miesiącach wielu, pierwszą w tym roku, pierwszą wreszcie nowym motocyklem. A z duszą na ramieniu bo to jednak nowe, większe i cięższe moto, opony nowe, więc śliskie. No i ja po długiej przerwie.

Przez pierwsze kilometry Chersina wydawała mi się dużo większa od Żółwika, ale szybko się do gabarytów przyzwyczaiłem. Umiejętności jazdy jakoś nie zaniknęły, dość szybko wróciło to motocyklowe czucie. Jeszcze oczywiście dużo będę musiał pojeździć, by się dopasować. Afryka jednak inaczej, szybciej kładzie się w zakręty, inaczej reaguje na gaz i hamulec, więc sporo pracy przede mną.

Zrobiłem sobie krótki objazd po okolicy, najpierw na Wyspę Sobieszewską, potem do mostu nad Wisłą, przez Pruszcz (tu w korkach chwilę, ale już na tyle pewnie się czułem, że z filtrowaniem i omijaniem stojących puszek dawałem radę) na Straszyn, Bielkówko, Kolbudy do Lasu Lamp, stałe miejsce na zdjęcie.

Na chwilę zajechałem do Hondy porozmawiać z Jakubem i na placyk ćwiczeń. Złapałem jeszcze Jarka, już się był zwinął po ćwiczeniach, ale zawrócił. Chwilę pogadaliśmy, bo dawno nie było okazji. A potem próbowałem tak na sucho pokręcić ósemki. Ale szybko dałem spokój, jednak jeszcze na tyle nie czuję się pewnie, by manewry na pewniaka wykonywać, a jakoś parkingówka mi się nie uśmiechała pierwszego dnia.

Wróciłem do domu, wstawiłem Chersinę do garażu w poprzek za samochodem. Jakoś dałem radę za pierwszym razem, mocno się obawiałem jak to będzie wychodzić z większym moto. Kufer na wszelki wypadek wolałem zdjąć, zawsze pare centymetrów i lepsza widoczność przy przepychaniu.

I wracając z garażu dopiero zdałem sobie sprawę, że od trzech ponad godzin banan z gęby nie schodzi. I nadal trzyma! Wreszcie jeżdżę!

Ps. Jutro miałem jechać puszką do pracy, bo miało padać według prognoz. Ale zdecydowanie banan powiedział nie. Będzie padać? No cóż. 😉

Zobacz również:

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *